Nie odbierajmy dzieciom radości ze sportu

Inne 13 grudnia 2016 Komentarzy

Ogólnopolskie media nazwały ich "Klubem Oszalałych Rodziców". Mowa o tych, którzy zbyt bardzo przeżywają mecze lub zawody sportowe z udziałem swoich dzieci. Krzyki, gestykulacje, ale nawet wyzwiska i wulgaryzmy - oto codzienność na wielu sportowych arenach. Czy Ostrołęka wpisuje się w ten kanon?



Nie Maciek, a Cristiano

Październik 2016, Ostrołęka. Na jednym ze stadionów trwa mecz piłki nożnej z udziałem dzieciaków. Nagle na boisko wbiega rodzic zbulwersowany "postawą" sędziego. Rozpoczyna się festiwal wyzwisk, a później nawet przepychanek. Według naszych informatorów, sytuacja miała zostać opisana w protokole meczowym, ale związkowa centrala milczy, mimo wysłanego przez nas zapytania w tej sprawie. Dla nich to przecież ogromna strata wizerunkowa. Świadkowie jednak pozostali.

Na tym w zasadzie polega cała działalność KOR-u, czyli Klubu Oszalałych Rodziców, jak nazwała ich jedna z gazet. W trakcie meczów lub zawodów biegają, krzyczą i mszczą niekiedy tak donośnie, iż energii na to wszystko tracą więcej niż niejeden zawodnik na boisku. Na nic prośby o uspokojenie się - Maciek, Krzysiek czy Arek jest przecież najważniejszy i to on musi strzelić w tym meczu 5 bramek. Dochodzi nawet do sytuacji, w których zachęca się do faulowania przeciwników lub grania nie fair. Patologia.

Spontaniczne zachowania na widok wyczynów własnego potomstwa przybrały już dość niesmaczną skalę, o czym media informowały sporo w ostatnim czasie. Sędziowie - oczywiście anonimowo - wypowiadali się jak to musieli uciekać przed rodzicami, którym nie podobało się prowadzenie meczu. W najgorszych przypadkach zdarzały się nawet pobicia, groźby karalne w zasadzie są już na porządku dziennym. Rodzic widzi bowiem na boisku nie Maćka Kowalskiego, ale co najmniej Cristiano Ronaldo i koniec kropka - gdyby nie ten sędzia, albo trener, który wystawia go w obronie zamiast w ataku, to syn zrobiłby karierę.

Wyniku nie da się odwrócić

Przedstawiliśmy tu sprawę piłki nożnej, ale to nie wszystko. W ostatnim czasie nie brakowało także ciekawych wydarzeń w innych dyscyplinach sportu. Przechodzimy do koszykówki i meczu jednej z naszych (tj. ostrołęckich) lokalnych drużyn w Warszawie. W pomeczowym protokole sędzia opisuje, że rodzice w trakcie meczu komentowali jego decyzje, a po spotkaniu podeszli do niego ze stwierdzeniem, że mecz był ustawiony. W dodatku skandowali "sędzia kalosz".

Rodzicom należy się z jednej strony pochwała, że nawet w stanie silnego wzburzenia potrafili jednak nie używać przy dzieciach dużo mniej parlamentarnych stwierdzeń niż "kalosz" (w wielu wypadkach pojawia się tu paleta słów na "k", "ch" i "p"), ale z drugiej strony - co to zmieniło? Wyniku meczu nie da się tym odwrócić, a na mecze młodzieży wysyłani są często młodzi i niedoświadczeni sędziowie. Tak samo jak dzieci wylewają siódme poty na treningach by później grać na dobrym poziomie, tak i sędziemu potrzeba praktyki meczowej. Jeden jest lepszy, drugi gorszy, ale jeżeli jest na początku drogi sędziowskiej - warto dać mu szansę, bo nawet sędziowie międzynarodowi musieli zaczynać kiedyś od prowadzenia meczów dzieci.

Inna sytuacja - zawody pływackie. Trwa dekoracja nagrodzonych dzieci, lecz rodzice dzieci z jednego z klubów skutecznie przedłużają całą uroczystość, mimo i tak sporego opóźnienia. Jeszcze jedno zdjęcie, "synku spójrz się tu" itd. Jedna z pań rozpoczyna głośne komentowanie organizacji zawodów - na nic zdają się prośby by odsunąć się i pozwolić na sprawne przeprowadzenie dekoracji. W końcu na prośbę organizatorów... interweniuje policja. Zawody zakończone, medale rozdane, po wielkiej bitwie opadł kurz, aż tu nagle - klub rodzicielski powraca w komentarzach. Zaczyna się od nowa, ci najlepsi, ci fatalni, a organizacja do d***. Rozgrywa się druga runda, czasami ze zwykłej chęci "hejtowania", czasami z zazdrości, bo przecież w większości przypadków drobne niedoskonałości dałoby się po prostu wybaczyć i przemilczeć.

Nie odbierajmy radości

Jeden z klubów piłkarskich prowadzących szkolenie młodzieży na Śląsku przygotował regulamin zachowania dla rodziców. Nie jest to powszechne, bo wciąż często panuje przekonanie, że "klient nasz pan" i jak przyprowadza dziecko na treningi to ma prawo o wszystkim decydować. Wypisaliśmy sobie kilka punktów z tego regulaminu.

"Podczas zajęć nie będę kontaktował się z dzieckiem, będę zajmował miejsce wyznaczone przez trenera. Koncentracja dziecka w tym wieku jest bardzo słaba i powinna skupić się na trenerze i czynnościach treningowych."

"Podczas rozgrywania meczów, powstrzymuję się od udzielania wskazówek mojemu dziecku, bo mam zaufanie do trenera prowadzącego"

"Stawiam sobie za cel rozwój dziecka poprzez jego pracę na treningach z Trenerem. Nie liczy się dla mnie liczba zajętych 1. miejsc i liczba pucharów na półce. Nie o to chodzi w piłce młodzieżowej! Nastawiam się na rozwój dziecka nie na wynik sportowy."

"Podczas meczu nie komentuję pracy arbitra. To też jest człowiek i ma prawo się mylić"


Cztery przykazania, dzięki którym młodzieżowy sport mógłby wyglądać dużo piękniej. Zamiast wyzwisk - motywacja, zamiast gwizdów - brawa, zamiast gróźb - rozmowa. Dla małych szkrabów biegających po boisku czy korcie tenisowym, pływających w basenie czy biegnących po bieżni sport jest wielką frajdą i zapewne największą pasją w życiu. Niech tak pozostanie, nie odbierajmy im tej radości.

Chcesz być na bieżąco z wynikami i informacjami sportowymi? Polub nas na Facebooku:

SPORTowa Ostrołęka | Wypromuj również swoją stronę

Czytaj również:

Artykuł archiwalny, brak możliwożci komentowania.