We wrześniu 2005 roku Ostrołęka przeżyła jeden z najsmutniejszych dni w swojej historii. Tysiące ludzi wyszły na ulice, by pożegnać tragicznie zmarłego siatkarza Arkadiusza Gołasia - pierwszego olimpijczyka w dziejach miasta. To były chwile, które nawet po tylu latach sprawiają, że łzy napływają do oczu.
Dwadzieścia lat minęło od tamtego wrześniowego dnia, kiedy całe miasto stanęło w milczeniu. - To był pogrzeb, jakiego Ostrołęka nie widziała od lat - pisał wówczas redaktor Cezary Brzuzy w "Tygodniku Ostrołęckim". Śmierć 24-letniego sportowca, który miał przed sobą wielką przyszłość, wstrząsnęła nie tylko lokalną społecznością, ale całym polskim środowiskiem siatkarskim.
22 września 2005 roku radni Ostrołęki w symbolicznym geście przyznali Arkadiuszowi Gołasiowi najwyższe miejskie odznaczenie "Zasłużony dla miasta Ostrołęki". To był hołd dla człowieka, który w swoim krótkim życiu zdążył stać się ambasadorem miasta na arenie międzynarodowej.
Tego samego dnia w ostatnią drogę śp. Arkadiusza Gołasia odprowadziły tłumy. Arka żegnali koledzy z kadry narodowej, którzy wynieśli trumnę z budującego się jeszcze wówczas kościoła św. Franciszka. Był to niezwykle poruszający moment.
Kondukt żałobny przemaszerował przez serce Ostrołęki - ulicami Sikorskiego, Steyera, 11 Listopada, Bogusławskiego, Leszczyńskiego, Szpitalną i Kujawską. Każdy krok tej drogi był świadectwem szacunku, jakim cieszył się młody sportowiec wśród mieszkańców. Wzdłuż trasy konduktu gromadziły się tłumy ludzi, symbolicznie oddając hołd Arkowi.
Moment, który na zawsze zapadł w pamięć uczestników ceremonii, to chwila na cmentarzu, gdy kibice w pożegnalnym geście unieśli do góry klubowe szaliki. Trumna, z koszulką reprezentacji Polski z numerem "16" i nazwiskiem Gołasia, została złożona do grobu, a ten następnie utonął w kwiatach - każdy bukiet był gestem wdzięczności za radość, jaką dawał swoją grą. Za dumę, jaką napełniał serca wszystkich kibiców.
Podczas pożegnalnego nabożeństwa padły słowa, które do dziś brzmią jak testament dla wszystkich, którzy pamiętają tamte dni:
"Przyszliśmy tu do ciebie, który pochylałeś się nad innymi, by pochylić się nad Tobą. By prosić dobrego Boga, by darował Ci kary doczesne, byś jak najszybciej mógł awansować z tej kadry polskiej do kadry niebiańskiej. Śp. Arek odszedł na początku wspaniałego życia i na początku wspaniałej kariery, jaką mu przepowiadali znawcy siatkówki."
Te słowa nabierają szczególnego znaczenia w kontekście tego, co wiemy dzisiaj - Arkadiusz Gołaś rzeczywiście znajdował się u progu wielkiej kariery. Jego talent był dostrzegany przez ekspertów, a reprezentacyjna koszulka z numerem "16" była początkiem drogi, która miała prowadzić na sportowe szczyty. Ale - nawiązując do książki o Arku - była to przedwcześnie przerwana podróż.
Słowa wypowiedziane podczas nabożeństwa żałobnego okazały się prorocze: "Odszedł od nas dobry człowiek. I byłoby ogromnym nieporozumieniem, gdybyśmy nie podjęli dzisiaj tego dziedzictwa, które nam pozostawił."
Dziś, po dwudziestu latach, możemy powiedzieć, że to dziedzictwo zostało podjęte. Pamięć o Arkadiuszu Gołasiu jest żywa nie tylko w Ostrołęce, ale w całym środowisku siatkarskim. Jego historia przypomina nam, że sport to przede wszystkim ludzie - ich pasja, poświęcenie i umiejętność inspirowania innych.
Arkadiusz Gołaś odszedł zbyt wcześnie, ale pozostał w sercach jako symbol tego, co najlepsze w sporcie i w człowieczeństwie. W 20. rocznicę jego tragicznej śmierci przypominamy postać, która na zawsze pozostanie w historii Ostrołęki i polskiej siatkówki.
Zdjęcia do artykułu:
Komentarze
Brak możliwości komentowania artykułu po trzech dniach od daty publikacji.