Czasem jeden post w mediach społecznościowych potrafi oddać więcej o stanie polskiej piłki niż długie analizy ekspertów. Tak było z relacją Rafała Warchoła, działacza sportowego i przedsiębiorcy, który podzielił się historią ze swojej wizyty w Ostrołęce.
Warchoł zaczął swoją relację od słów bramkarza reprezentacji Polski Wojciecha Szczęsnego: "właśnie dlatego Polska nigdy nie będzie grała jak Hiszpania". Pod tym stwierdzeniem się podpisał, dodając, że nie chodzi o klimat, ale o mentalność i sposób traktowania dzieci, sportu oraz przestrzeni publicznej.
Kluczowym momentem jego opowieści była scena z Ostrołęki. "Z daleka widzę tłum młodzieży na orliku. Myślę: 'Rozdają coś za darmo? Influencer przyjechał?'" - wspominał przedsiębiorca. Gdy podszedł bliżej i zapytał, co się dzieje, usłyszał prostą odpowiedź: "Gramy w piłkę".
To, co wydawało mu się egzotyczne, okazało się czystą prawdą. Młodzież rzeczywiście po prostu grała - bez trenera, bez przymusu, bez żadnego specjalnego wydarzenia. Dziewczyny siedziały przy linii bocznej, chłopaki zmieniali się w grze. Jedni w koszulkach, drudzy bez - jak za dawnych czasów, gdy znacznikami były różnice w strojach.
Najbardziej poruszający był dla Warchoła fakt, że wszystko działo się mimo padającego deszczu. "I nikt się nie roztopił. Siedzieli, patrzyli, czekali na swoją zmianę. Jak za starych czasów" - podkreślał.
Działacz sportowy zauważył, że taki widok to w dzisiejszej Polsce prawdziwa rzadkość. Przywołał także historię opowiedzianą przez Szczęsnego o Hiszpanii, gdzie bramkarz wyszedł z żoną na kolację o 23:30 w środku tygodnia. Zobaczył pełny plac ludzi przy stolikach, a między nimi około 50 dzieciaków grających w piłkę. "Zero wrzasków, że przeszkadzają. Zero złośliwych spojrzeń. Bo tam dzieciaki z piłką to codzienność. To część kultury" - opisywał Warchoł.
Kontrast z polską rzeczywistością jest bolesny. Warchoł wymienił typowe problemy: treningi o 21:00 uznawane za zbyt późne, granie na parkingu kończy się telefonami sąsiadów o hałas, orliki są zamknięte, a wszędzie pojawiają się tabliczki "Zakaz gry w piłkę".
"A potem się dziwimy, że u nas talenty gasną szybciej niż się zapalają" - podsumował gorzko.
Warchoł zaapelował o nieprzeszkadzanie dzieciom w spontanicznej grze. "Nie zabijajmy spontanicznej gry. Nie zabraniajmy dzieciakom być dzieciakami. Nie traktujmy piłki jak problemu" - pisał. Jego zdaniem czasem wystarczą podstawowe rzeczy: cztery klapki jako bramka, jedna piłka i "trochę świętego spokoju". To właśnie takie proste rozwiązania mogą być kluczem do zmiany.
Post zakończył się szczególną prośbą: "Udostępnij ten post, żeby dotarł do ekipy z Ostrołęki. Niech to będzie dla nich zachęta, żeby robili to dalej. Żeby to była zachęta dla innych dzieciaków. Żeby pokazać, że właśnie to jest fajne! Że taką Polskę chcemy widzieć. Z orlikami pełnymi życia, nawet w deszczu".
Komentarze
lokals
O to może by pomógł lokalnej piłce wznieść się ponad 5 ligę(międzypowiatową części woj. mazowieckiego). Co nam z zachwytu jak rak tu prawdziwego menadżera i sponsora(ów) do czegoś większego) i będzie ten pan widział w Ostrołęce więcej tego typu ekip i miałby z czego wybierać talenty do lokalnej silnej drużyny na miarę rozgrywek co najmniej 2 ligowych. Tego panu życzę przyjedź i zajmij się tym a mieszkańcy będą panu wdzięczni to może za mało, zapewne!
Cóż Szczęsny sobie siedzi w knajpie, ale nie myśli aby coś dźwignąć w polskiej piłce. Zapraszamy do nas niech się wykaże!
Brak możliwości komentowania artykułu po trzech dniach od daty publikacji.