Po odejściu swojego ojca na emeryturę pracuje z pięściarzami Victorii Ostrołęka. Z jego opowiadań mogłaby powstać obszerna książka, ale postanowiliśmy porozmawiać z nim o najważniejszych wspomnieniach z kariery pięściarskiej, trenerskiej, ale i życia prywatnego. Poznajcie Bogusława Mierzejewskiego.
„Modliłem się, by nie znaleźli paszportu”
Trenera Bogusława Mierzejewskiego odwiedzamy w jego domu w Ostrołęce. Posiada w nim również pomieszczenie, w którym znajduje się bogata kolekcja medali i pucharów. Mierzejewski prowadzi także album z wycinkami z gazet i zdjęciami. To prawdziwa kopalnia wiedzy nie tylko o boksie, ale o całym ostrołęckim sporcie. Szkoleniowiec Victorii z pasją opowiada o kolejnych pozycjach w swojej kolekcji.
- Tu na zdjęciu Waldek Budziłek, na pewno pan o nim słyszał, Kazik Mamiński, Suchecki - miał szansę na olimpiadę nawet, powrównywali go ze Skrzeczem...O, a to zdjęcie na moim pierwszym obozie z Legią Warszawa w Węgorzewie – mówi, przewracając kolejne strony w albumie. Na dłużej zatrzymuje się dopiero przy historii z początków swojej kariery. Był rok 1979...
- Miałem 17 lat, pojechałem na pierwszy turniej międzynarodowy turniej. To było zaraz po Mistrzostwach Świata w Belgradzie, dopiero na lotnisku w Warszawie dowiedziałem się, że będzie to turniej seniorski a nie juniorski. Nie mogli znaleźć mojego paszportu, więc modliłem się żeby nie znaleźli (śmiech). Wygrałem z zawodnikiem, który wygrał wcześniej turniej Stamma, a później pułkownik Wasilewski powiedział, że będę boksował z jakimś słabeuszem. Okazało się jednak, że to aktualny wicemistrz świata, Wasilewski gdzieś poszedł, a ja uciekłem do pokoju i zamknąłem się na klucz. Ale był na mnie zły – wspomina.
Bogusław Mierzejewski podkreśla także, że w ubiegłych latach zdecydowanie trudniej było zrobić karierę w boksie amatorskim. Nie brakowało wtedy wielu utalentowanych zawodników, co widać było po osiągnięciach polskich bokserów na igrzyskach olimpijskich. Dziś o medalach na olimpiadzie możemy jedynie pomarzyć, kiedyś dylemat był tylko w kwestii ile „krążków” polscy pięściarze zdobędą. - Nawet żeby zdobyć Mistrzostwo Warszawy musiałem stoczyć pięć walk, w moich czasach dzisiejsi mistrzowie Polski w ogóle nie dostaliby się do czołówki. Przebić się gdziekolwiek to była ogromna trudność, trzeba było być naprawdę bardzo dobrym – stwierdza.
„Teraz to nawet do wojska nie idą”
Po zakończeniu kariery zawodniczej Bogusław Mierzejewski został trenerem, rozpoczynając swoją karierę w Ostrowi Mazowieckiej. Tam wychował wielu medalistów Mistrzostw Polski, m.in. Szymona Żubera czy Mariusza Minasiewicza. W Ostrołęce przyczynił się do sukcesów Jakuba Łobody i Bartłomieja Jezierskiego. Którego z wychowanków wspomina najlepiej?
- Trudno ocenić, każdemu różnie się w życiu układało. Mariusz Minasiewicz świetnie boksował w Ostrowi, ale w Hetmanie Białystok jego talent się zmarnował. Kariera była przed nim, ale tego nie wykorzystał, zgubił go jeden z kolegów. Teraz zmienił swoją mentalność, nie rozmawia już o boksie. Patrzę jak Bartek Jezierski daje sobie radę, Waldek Pecura prowadzi w Ostrowi boks. Z niektórymi nie mam kontaktu, ale miło ich wspominam. Życzę im wszystkim jak najlepiej – mówi.
Początki kariery trenerskiej przyniosły Bogusławowi Mierzejewskiemu pierwsze duże sukcesy. Zapytany o najciekawszą anegdotę z pracy w Ostrowi Mazowieckiej bez trudu wskazuje na turniej pięściarski na Litwie.
- Z Ostrowią jeździliśmy do Kowna na turnieje. Dwa tygodnie przed nami w Kownie była Legia Warszawa, mocna paka z 3-4 mistrzami Polski, w tym syn Gortata. Oni tam wszystko przegrali. Ja jadę ze swoją ekipą - Żuber, Pecura, Szymański, Dzikowski, Gadomski - i ich rozbijamy w pył. Przyjeżdżamy do Polski, jeden dzień odpoczywamy i jedziemy do Białegostoku na turniej i Tomek Gadomski nokautuje mistrza Niemiec – uśmiecha się na wspomnienia dawnych czasów.
Obecnie jednak nie jest już tak łatwo jak kiedyś, bo sporty walki wśród młodzieży nie są tak bardzo popularne jak gry zespołowe.
- Wychować w boksie zawodnika nie jest takie proste, teraz osobowość się zmieniła. Kiedyś byli bardziej waleczni, teraz to nawet do wojska nie idą (śmiech). Wtedy było te prawdziwe wychowanie - kiedyś zrobiłem chłopakom zgrupowanie, pojechaliśmy do ośrodka na Mazurach po znajomości za drobną opłatą i żeby taniej wyszło od sponsorów dostałem mięso, ziemniaki. Wziąłem żonę do gotowania, ona wzięła ze sobą siostrę i daliśmy radę. Chłopaki pomagali w przygotowaniu posiłków, byliśmy jak jedna wielka rodzina. To dopiero było rozwijanie osobowości i przyjacielskości – wspomina Mierzejewski.
Napiszcie sobie nad łóżkiem: „Będę Mistrzem Polski”
Bohater tego artykułu to nie tylko trener boksu, ale także jego pasjonat. Na każdym kroku podkreśla, że jest to jedna z najtrudniejszych dyscyplin sportowych, przeznaczonych dla ludzi o mocnym charakterze, ale także inteligentnych. Nie wystarczy przecież umieć zadawać ciosy na oślep, trzeba robić to „z głową”.
- Najważniejsze żeby znaleźć sobie bodziec, do którego chce się dążyć. Zawszę mówię chłopakom: napiszcie sobie nad łóżkiem "Będę Mistrzem Polski". To ma być ich cel, człowiek musi w coś wierzyć. Satysfakcję mam, czasami sobie usiądę i powspominam swoich wychowanków, to poradzili sobie bardzo dobrze, większość z nich skończyła co najmniej szkołę średnią. Kuba Łoboda był mistrzem Polski, a przy tym jednym z najlepszych uczniów w szkole. Szkoda, że miał kłopoty z ręką, był za silny do swoich słabych kości, tak samo jak Rafał Sodór. To byli kozacy, mocarze pod względem wychowania i umiejętności. Kuba obecnie pracuje w jednym z największych ośrodków sportowych w Londynie, z tego, że to mój wychowanek mogę być dumny – mówi ostrołęcki trener.
Jak pokazuje historia, bycie dobrym zawodnikiem nie zawsze przekłada się na bycie dobrym trenerem. Bogusław Mierzejewski stwierdza, że wiele przeżyć trenerskich już za nim, ale wciąż ma pewne marzenia, związane z boksem pań…
- Człowiek jest starszy to wszystko inaczej wygląda. Lata lecą, niedawno skończyłem studia przecież, a już jestem emerytem (śmiech). Teraz za niczym już tak nie gonię, ale fajnie by było wychować medalistkę Mistrzostw Polski. Mam szansę wychować znowu kogoś pierwszego, mam medalistów, teraz czas na medalistkę. Kobiety na Kurpiach to są trzy razy bardziej odważne od reszty pań, więc liczę na Karolinę Abramczyk i Oliwię Waszkiewicz – uśmiecha się. A skoro jesteśmy przy kobietach to od razu kontynuuje temat - Cała moja satysfakcja to żona, córka. Żony nie zamieniłbym na żadną inną, a to już trzydzieści lat razem.
„Nigdy nie powiem, że to jest tylko mój boks”
Przez ponad dwie godziny rozmawialiśmy o historii ostrołęckiego boksu. Zawodnicy, dziennikarze, członkowie klubu poznali już go jako trenera i prezesa. Przyszedł jednak czas na zadanie bardzo ważnego pytania: jakim człowiekiem jest Bogusław Mierzejewski?
- W domu było u nas twarde wychowanie, musiałem się meldować, u mnie córka w życiu nie musiała. Nie ma czegoś takiego, że się człowiek nie boi, ale jestem odważnym człowiekiem. Szanuję ludzi, ale nie boję się. Jakbym wiedział, że komuś się krzywda dzieje, to byłbym pierwszy do pomocy. Gdzieś to jest wewnątrz mnie, a sport ukształtował moją osobowość – mówi sam zainteresowany.
Jest jeszcze jedna rzecz, którą na pewno można powiedzieć o trenerze Mierzejewskim. Nie jest on indywidualistą – w trakcie rozmowy wielokrotnie powtarza nazwiska swoich najbliższych współpracowników, nie zapomina o nich. - Nigdy nie powiem, że to jest tylko mój boks, nie jestem sam jeden i tego nie prowadzę w pojedynkę. Daję swoje nazwisko, ale inni też ciężko pracują. Paweł Czartoryski posłuchał mnie, zrobił trenera II klasy państwowej. Bartek Jezierski zrobił instruktora, Kamil Nurczyk zrobił instruktora boksu, ale chodzi mi też o jego umiejętności taneczne i ćwiczenia ogólnorozwojowe. Boks zaczyna się samemu, ale później się nie da, trzeba mieć dobrą kadrę szkoleniową. Tu w Ostrołęce tata zaczynał sam, w Ostrowi też zaczynałem sam. W Ostrowi zaczął pomagać mi Szymon Żuber, w Ostrołęce pracowali Mirek Korytkowski, Mirek Mierzejewski. Teraz też nie jest lekko, jakby nie było Bartka czy Pawła to też byłoby trudno prowadzić klub. Jest także Ewa Kaczorowska, Małgosia Kowalczyk, Kamil Dunowski. Oni wszyscy ciężko pracują dla Victorii, za co z całego serca im dziękuję.
Na koniec wypada jedynie zapytać o życzenia na najbliższe lata…- Zdrowia, bo trochę dokucza mi ręka. Jak tarczuję jeszcze z Karoliną czy Oliwią to jest okej, ale Damian Krukowski bije bardzo mocno i zdecydowanie to czuć. Do tego jak najwięcej talentów wśród młodzieży, kiedyś się tak nie pchają do boksu jak kiedyś. Chcę jeszcze wychować medalistkę Mistrzostw Polski, a do tego Kubę Waszkiewicza doprowadzić do jakiejś imprezy światowej - kończy trener Victorii Ostrołęka.
Bogusław Mierzejewski (ur. 1962) - były bokser, obecnie trener i prezes UMKS Victoria Ostrołęka. Zawodnik Legii Warszawa, Narwi Ostrołęka, Polonii Warszawa i Bureviestnika Leningrad. Trenował LKS Ostrowiankę Ostrów Mazowiecka, MKS Narew Ostrołęka oraz UMKS Victoria Ostrołęka, gdzie pracuje do dziś. Był pierwszym w historii Ostrołęki medalistą Młodzieżowych Mistrzostw Polski - zdobył brązowy medal w Koszalinie w 1981 roku. Był też brązowym i złotym medalistą Mistrzostw Warszawy oraz mistrzem Leningradu. Jako trener wychował wielu medalistów Mistrzostw Polski oraz Ogólnopolskiej Olimpiady Młodzieży, zarówno w Ostrowi Mazowieckiej i Ostrołęce - m.in. Żubra, Minasiewicza, Łobodę, Jezierskiego, Dziamałka, Wiśniewskiego czy też Chrzanowskiego.