Przemysław Zyśk odniósł drugie zwycięstwo na zawodowym ringu, pokonując jednogłośnie na punkty radomianina Tomasza Piątka. Kilka dni po walce ostrołęczanin podzielił się z naszymi czytelnikami spostrzeżeniami o wygranym przez siebie pojedynku.
- Emocje już opadły - mówi Przemysław Zyśk. - Bardzo się cieszę wynikiem i tym, że moja postawa mogła się podobać. Uważam, że pojedynek z Piątkiem trudniejszy niż debiut nie był, aczkolwiek większą presję miałem na sobie, bo ostrzegali mnie ze Tomek będzie dużo trudniejszym rywalem niż Kamil Wybraniec. Do pojedynku podszedłem z chłodną głową, bardzo zdeterminowany i z jednym celem. Musiałem wygrać tę walkę - opisuje pięściarz z Ostrołęki.
Okazuje się, że Tomasz Piątek przed walką z Przemysławem Zyśkiem miał spore problemy zdrowotne i przystąpił do pojedynku z blokadą w postaci środków przeciwbólowych. Jak się okazuje, wychowanek trenera Mieczysława Mierzejewskiego w ogóle nie wiedział o problemach przeciwnika i po prostu robił swoje, by odnieść kolejne zwycięstwo.
- O kontuzji nic nie wiedziałem, dopiero po walce ktoś coś o tym tłumaczył. Ale nie oszukujmy się, jak się ma kontuzję to z walki się rezygnuje, a nie wychodzi z myślą, że jakoś to będzie. Według mnie to tylko tłumaczenie, bo Tomek po walce podszedł do mnie, pogratulował i powiedział, że zaskoczyłem go swoją postawą i tym, że tak szybko zepchnąłem go do defensywy. Miał nadzieję, że ta walka inaczej się potoczy, ale cóż, styl robi walkę - opisuje Zyśk.
Walka była jednostronna i przebiegała pod dyktando Przemysława Zyśka. Jak cały ten pojedynek wyglądał z punktu widzenia ostrołęckiego pięściarza oraz jakie są plusy i minusy tej walki, oceniając ją "na chłodno" kilka dni po gali w Międzyzdrojach?
- Nie pozwoliłem mu rozwinąć skrzydeł, z rundy na rundę się rozkręcałem. Walka do łatwych nie należała, bo Tomek strasznie ratował się klinczami i nie pozwalał mi ponowić ataku. Strasznie mnie to zbiło z toru, który miałem wyznaczony. Tomek walczył o przetrwanie i zrobił to z pozytywnym skutkiem. Moim zdaniem ogromnym minusem w tej walce była chęć wygrania przez nokaut, właśnie dlatego przeboksowaliśmy całe sześć rund - ocenia.
Jeden z trenerów Zyśka - Łukasz Malinowski - zapowiedział, że ten stoczy jeszcze dwie walki w tym roku, a kolejnej możemy spodziewać się nie wcześniej niż w październiku. Jakie plany na najbliższe miesiące ma sam Przemysław Zyśk i czy jemu samemu podoba się dotychczasowy dobór przeciwników w postaci zdolnych i niepokonanych pięściarzy?
- Teraz tylko ciężka praca i przygotowuję się do kolejnej walki. Mam nadzieję, że w kolejnej walce taki porywczy już nie będę - stwierdza wychowanek ostrołęckiej Victorii. - Podoba mi się jak jestem prowadzony, co prawda to ogromny stres, bo dostaję przeciwników, którzy nie wychodzą tylko po wypłatę, ale i po zwycięstwo. Na szczęście ten stres odpowiednio znoszę. Co będzie dalej? Przekonamy się niebawem - kończy.
Pozostaje tylko dodać: nie możemy się doczekać, co będzie dalej. Czekamy na kolejne walki, o poczynaniach ostrołęckich pięściarzy na zawodowych ringach (mamy przecież jeszcze drugiego - Marka Pietruczuka) przeczytasz w serwisie eOstroleka.pl.