Wieloletni reprezentant Polski i świeżo upieczony siatkarski mistrz świata Krzysztof Ignaczak opublikował kolejny felieton na stronie "Przeglądu Sportowego". Tym razem odniósł się on do rocznicy śmierci swojego przyjaciela - ostrołęczanina Arkadiusza Gołasia.
"Dziewięć lat temu, wszystko odbierałem zupełnie inaczej. Teraz człowiek jakby się oswoił się z tym, że go już nie ma pośród nas. Jest gdzieś u góry. Większość ludzi mówiła, że widać Pan Bóg szykował swoją własną kadrę i potrzebował go wcześniej, nie dając mu do końca rozwinąć skrzydeł na Ziemi. A Arek Gołaś dzisiaj byłby reprezentantem Polski, pewnie jednym z najważniejszych graczy. Jechał przecież do Maceraty, a tam pomogliby mu jeszcze rozwinąć jego stratosferyczny zasięg, jak mawiał o jego możliwościach też nieżyjący już Zdzisiu Ambroziak. Kadra miała by z niego pożytek, a ja miałbym przy sobie przyjaciela na zabój. Takich ludzi jak on można policzyć na palcach jednej ręki. Mogłem mu powierzyć najskrytsze moje tajemnice. Tacy zdarzają się niezwykle rzadko. Także nasze rodziny doskonale się rozumiały. To już dziewięć lat...
Staram się zawsze rozmyślać o Arku, szczególnie przy okazji tej wrześniowej daty. O tym wszystkim, gdy robiliśmy coś szalonego, ale i najzupełniej nudnego, codziennego. Między nami była taka niesamowita nić porozumienia, że potrafiliśmy wstać, ubrać się jednocześnie bez słowa i wyjść z pokoju, przejść się, coś zjeść lub zrobić cokolwiek. To mogła być kawa czy McDonald's. Działaliśmy na impulsach, nie trzeba było słów. Przy każdej kolejnej rocznicy jego odejścia mam takie samo wrażenie straty, tak bardzo mi go brakuje."
Jak Krzysztof Ignaczak przeżywał śmierć swojego przyjaciela? Jaka niezwykła historia przydarzyła mu się po odejściu Arka? Przeczytasz o tym na stronie internetowej Przeglądu Sportowego.